Dziś
przygotowałam dla was kolejny z produktów do pielęgnacji cery. Jak wiecie, w
mojej codziennej rutynie znajduje się olejowanie skóry, które ponad dwóch
latach bardzo doceniam. Kupuję koleje olejki i buduję sobie o każdym opinię,
szukając tego, który najbardziej mi przypadnie do gustu. W tym poście opowiem
wam o kolejnym tego typu produkcie, czyli o Mizon Natural Grain Real Soybean Deep Celansing Oil.
Produkt dostajemy w kartonowym opakowaniu z białymi i
zielonymi napisami. Jak każdy produkt Mizona opakowanie posiada plombę
zabezpieczającą.
W środku znajduje się prosta, zielona, plastikowa butelka
z białymi napisami o pojemności 200 ml zabezpieczona klipsem.
Skład
Olejek ma dość wodnistą konsystencję, jest przezroczysty
oraz posiada delikatny zapach, który ciężko zidentyfikować. Nakładamy go na
twarz, rozprowadzamy, masujemy a następnie spłukujemy wodą.
Ode
mnie. Jest to trzeci olejek który testuje. Nie biorę pod uwagę olejków
wchodzących w skład zestawów trialowych d Program
(<-klik) i Aqua Label
(<-klik), ponieważ nie stosowałam ich wystarczająco
długo, żebym mogła solidnie się o nich wypowiedzieć. Suiskin Deep Sea Water (<-klik) bardzo przypadł mi do
gustu, LG's Lacvert Pure Deep Cleansing Oil (<-klik) raczej rozczarował,
natomiast Mizon Natural Grain Real Soybean Deep Celansing Oil w tym zestawieniu
wypada gdzieś pośrodku. Jest nieco mniej wodnisty niż Lacvert, jednak
zdecydowanie bardziej niż Suiskin. Wg producenta ma zmywać makijaż,
zanieczyszczenia, nadmiar sebum a także oczyścić pory i usnąć martwy naskórek.
Nie zmywałam nim oczu, więc nie wypowiem się na ten temat, natomiast skórę
oczyszcza z makijażu nieźle. Rozprowadza się dość łatwo, czyści nawet znośnie,
ale nie podoba mi się warstwa, którą dało się wyczuć po spłukaniu olejku z
twarzy. Porów wg mnie nie doczyszczał nie mówiąc o delikatnym usuwaniu martwego
naskórka. Odżywienia też nie zauważyłam, jakichś dodatkowych bonusów
pielęgnacyjnych również. Na stornie producenta widnieje cena około 17,00 $. Tak
jak w przypadku olejku Lacvert, nie zamierzam go ponownie kupować. A jak
chcecie poczytać o japońskich olejkach do mycia twarzy zapraszam do Ani (<-klik).
Gdzieś czytałam, że Mizon pod względem jakości składników nie jest najlepszy i lepiej omijać tą markę. Sama mam dylemat, bo wiele ich rzeczy mnie kusi ale ostatnio wiele recenzji mnie skutecznie zniechęca do zakupów :P
OdpowiedzUsuńProszę, proszę - Ty żyjesz :-D Witaj ponownie :-)
UsuńTeż słyszałam o tym, ale powiem Ci tak - mimo to próbuję ;-) Są rzeczy, które mi nie służą, są takie, do których mam stosunek obojętny i takie, które bardzo polubiłam i widzę, że mi służą - z tych nie zamierzam rezygnować :-) Wszystko zależy, na co ma się ochotę a za cenę (która pewnie świadczy o jakości składników) jaką proponują swoje produkty, można próbować.
Nie jest to moja ulubiona technika demiakijażu, więc nad jego przeciętnością rozpaczać nie będę! ;)
OdpowiedzUsuńGdzie byłaś jak Cię było? Nieładnie znikać sobie na taaaak dłuuuugo! :*
Dużo zależy od olejku, ale rozumiem Twoje obawy, ponieważ sama bardzo długo byłam delikatnie mówiąc "oporna" w próbie jej zastosowania XD
UsuńOj Martuś, to bardzo skomplikowane - zaczynając od mojej pracy i jej specyfiki, przez dodatkowe zajęcia, brak czasu na sen, którego i tak prawie nie mam i wiele innych spraw. Nie mniej jednak pomimo wielu wątpliwości, czy dalej pisać, postanowiłam sobie i blogowi dać jeszcze jedną szansę :-)
Dziękuję, że za mną tęskniłaś :-*
Za dużo zabawy jak dla mnie ;) Jestem staroswiecka i mój demakijaż, to opcja dwufaza + micel. No i szczota potem, ale to oczyszczanie pod prysznicem, a nie demakijaż, więc się nie liczy :D
UsuńCieszę się, że wróciłaś! Tęskniłam!!!! :*
Ja za Tobą też :-*
UsuńDość drogi ten specyfik dobrze, że to średniak i nie kusi, bo do olei i produktów z nimi mam słabość :P
OdpowiedzUsuńCudów się raczej po nim nie spodziewaj. Też polubiłam się z OCM, ale tylko dzięki Suiskinowi :-D
UsuńMasz rację Suiskin to on nie jest, ale Lacvert nawet się do niego nie umywa.
OdpowiedzUsuńDokładnie - tworzy się taka hierarchia olejowa u mnie ;-)
UsuńJa się na Mizon pogniewałam, więc raczej nieprędko coś od nich kupię. Chociaż ostatnio wykończyłam olejek do demakijażu i ten był brany pod uwagę. Na szczęście coś mnie pchnęło w stronę KOSE i jupijajej! :)
OdpowiedzUsuńHmmm... Teraz mnie zaciekawiłaś :-) Co tam nowego wymyśliłaś? ;>
UsuńW ciemno kupiłam olejek Nature &Co i powiem Ci, że jest moc. :) Zdeklasowal mój dotychczasowy ulubiony jabłkowy olejek z Innisfree.
UsuńJa obecnie jestem na DHC :-) Ale czekam na oficjalna recenzję Nature & Co w Twoim wydaniu :-)
Usuń