Maseczki
u mnie rosną w siłę. Jest ich całkiem sporo i używam je jak
wspomagacz bądź ratunek w zależności od sytuacji. Duża ilość
ich czasem pomaga, czasem przeszkadza. Nie mniej jednak to taki
„sekretny składnik”, który często bardzo wiele zmienia w
pielęgnacji. Dziś pokażę Wam kolejną z moich gliniastych
maseczek – tym razem zieloną.
Co o
niej pisze producent? Naturalna, bogata w mikroelementy zielona
glinka jest tradycyjnym składnikiem kosmetyków stymulujących
procesy regeneracyjne skóry. Ten rodzaj glinki jest doskonały dla
skóry trądzikowej, tłustej i mieszanej - posiada najsilniejsze
działanie oczyszczające i złuszczające. Duża ilość krzemu i
cynku normalizuje cerę i reguluje wydzielanie sebum, dzięki czemu
skóra pozostaje matowa przez długi czas, a przy regularnym
stosowaniu przestaje się przetłuszczać w ogóle. Maseczka na bazie
zielonej glinki dogłębnie oczyszcza pory skóry z zanieczyszczeń,
aktywuje skórę do szybszej regeneracji i pozwala pozbyć się
zewnętrznej, zrogowaciałej warstwy naskórka, dzięki czemu możliwe
jest lepsze nawilżenie skóry.
W składzie znajdziemy 100 % zielonej glinki.
Żeby
nałożyć maseczkę sypiemy miarkę maseczki do miseczki, rozrabiamy
na zieloną papcię przy pomocy wody lub hydrolatu i nakładamy ją
na twarz, szyję dekolt. Wygląd sugeruje, że albo zgniliśmy, albo
zamieniamy się w Fionę ze Shreka XD Jeśli jesteśmy mieszańcem,
można użyć jej tylko np. na strefę T a na resztę białą lub
czerwoną. Zostawiamy do całkowitego wyschnięcia, około 20.
Następnie zmywamy letnią wodą, dodatkowo wykonując delikatny
masaż.
Zielona
glinka, to dobry sposób na strefę T lub problemy. Moja mieszana
cera nie czuje potrzeby stosowania jej regularnie, ale od czasu do
czasu robi kawała dobrej roboty. Co prawda muszę uważać, gdyż
ściągnięcie po zastosowaniu maski jest duże, więc szybciutko
twarz tonizujemy i nawilżamy. Ściąga pory, ale w moim przypadku
nie w jakiś spektakularny sposób. Czy zauważyłam różnice w
wydzielaniu sebum na strefie T? Owszem, ale nie jest to efekt Wow.
Ogólnie jest to dobra maseczka, ale bardziej polecam ją cerom
tłustym lub trądzikowym, ponieważ tam powinny być większe
efekty. Mieszańcom polecam łączyć z białą lub czerwoną. Swoja
glinkę kupowałam w starej szacie graficznej i za 100ml (? - taki
zapis na opakowaniu) płaciłam około 12 zł. Obecnie zmieniono
szatę graficzną i za opakowanie 65g na stronie producenta płacimy
14,43 zł, można je też zakupić w drogeriach Hebe.
Lubię maseczki z dodatkiem glinki, ale muszą być gotowe. Na takie mieszanie i brudzenie miseczek jestem zbyt leniwa :D
OdpowiedzUsuńRozumiem, bo zauważyłam, że coraz częściej mnie samej się taki leń zdarza, nie mniej jednak wykańczam te co mam, natomiast glinkę białą i ghlassul jestem w stanie rozrabiać regularnie, bo są świetne, a jakoś rewelacyjnej wersji w papce nie znalazłam. W końcu się pewnie wezmę z a GlamGlow, ale czy z białej zrezygnuję, to nie wiem :-)
UsuńJeśli masz w sobie pokłady energii i ochoty, to nie masz się nad czym zastanawiać. Ja jestem leniwiec numer 1 i jeśli mogę mieć coś gotowe, to dwa razy się nawet nie zastanawiam :D
UsuńCzasem chodzi o energię, a czasem Martuś o czas :-) Poza tym, trzeba poszerzać horyzonty kosmetyczne i nie tylko ;-)
UsuńUżywam aktualnie glinki białej i zielonej z Mokosh.
OdpowiedzUsuńRozrabiam je wedle uznania - czasem z samym hydrolatem, czasem z dodatkiem olejków. Jestem bardzo zadowolona z efektów:).
Od gotowców ostatnio odeszłam:).
Do tej pory gotowców nie używałam, więc u mnie raczej podróż w drugą stronę :-)
UsuńPrzynajmniej dzięki temu będę miała porównanie :-)